Smaki Życia 5 – pasta śniadaniowa z porem

Wykrochmalona pościel. Skrzypienie podłogi. Ciche rozmowy w kuchni. Czuła się błogo i bezpiecznie. Już dawno się obudziła ale chciała poczuć atmosferę tego domu, za którym tak bardzo tęskniła i w którym postanowiła poukładać swe życie na nowo. Chwila. Jakie rozmowy w kuchni? Babcia mieszka sama a jest dopiero 10 rano!?

Siostra, a Ty tak długo będziesz leżała? – usłyszała – zaraz zjem wszystkie Twoje kanapki i żadne krzyki Babci nie pomogą. A zrobiła naszą pastę. Naszą ulubioną.
Wiktor. Brat cioteczny a zarazem najlepszy przyjaciel. W jej dość dużej rodzinie było wiele kuzynek ale to z nim miała najlepszy kontakt. Rozumieli się bez słów. Może dlatego, że tak jak ona, miał zwariowaną duszę? Kiedy się dowiedział, że Iga jest w Poznaniu, od razu przyjechał by się z nią zobaczyć, porozmawiać.

Ta z porem?! Już lecę. Jak je dotkniesz, nie żyjesz:) – powiedziała energicznie wstając z łóżka

Szybko poczłapała do łazienki. Z lekkim przerażeniem spojrzała w lustro i pomyślała od czego by zacząć.

„Twarz, włosy, zęby” – zaczęła szukać wody miceralnej w swojej kosmetyczce

„No ja zaraz oszaleje! Kiedy Ty dziewczyno wreszcie przyjdziesz do tej kuchni! Herbata już jest prawie zimna! Wiktor, nie ruszaj!”.

Iga zdecydowanie odziedziczyła charakter po Babci Heni. Obie były energiczne, zdecydowane..mówiące co myślą..i ..głośne. Każde ich rozmowy, te najbardziej spokojne, prowadzone były w dość podniesionym tonie wymachując rękoma.Pozostali członkowie rodziny odczytywali je jako kłótnie a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Pomimo różnicy wieku pomiędzy tymi kobietami istniaja niesamowita więź , tolerancja, wyrozumiałość i poczucie, iż w każdej chwili mogą na siebie liczyć.
Skończyła. Iga była zadowolona z rezultatu i lekkim krokiem poszła do kuchni.

Wreszcie – stwierdziła Babcia podając talerz z kanapkami – Jedz i na zdrowie. I proszę zjedz wszystko bo tak wychudłaś,że patrzeć na Ciebie nie mogę. W tej stolicy to same sałatki chyba jesz.
Mniami! – pisnęła Iga. Kiedy zobaczyła talerz wyłożony kanapkami z pastą, odechciało jej się tłumaczyć Babci że a: nie wychudła b: że nie jest prawdą że je tylko sałatki. A to, że przez ostatnie 24h zjadła tylko jeden posiłek i była to sałatka z łososiem to tylko przypadek.
Przy czwartej kanapce zdecydowała, że koniecznie musi się zapisać na fitness tutaj w okolicy. Jeśli dalej będzie połykać (zjadać to zbyt delikatnie określenie w tym przypadku) babcine pysznosći to dość szybko Babcia Henia będzie szalenie zadowolona z jej figury.

– Brat, a może wpadnę – kolejna kanapka ląduje na talerzu. Babcia zdecydowała dorobić – do Ciebie posłuchać parę Twoich nowych kawałków? Jeśli tylko oczywiście jestem w stanie znieść psychicznie ten artystyczny nieład w Twoim mieszkanu – Iga uśmiechnęła się wrednie do Wiktora. Uwielbiała się z nim droczyć, choć przyznać się musi, że lubiła słuchać co stworzył.

eeee…chętnie to znaczy… – Wiktor lekko się zaczerwienił i spojrzał na zegar ścienny – hm….ale nie dzisiaj…bo wiesz..Hania….o cholera! – krzyknął – sorry,Iga. Naprawdę muszę lecieć….gdzie jest kurtkaa! Która jest dokładnie? O cholera!! To wiesz, zadzwonię. Później …pa!

Kuzyn wybiegł z mieszkania a Iga zamarła z kanapką w zębach. Nigdy nie widziała go takiego. Żeby tak zareagować na spóźnienie? To niepodobne do niego. Spóźnienie..dla niego..było czymś naturalnym..hm…Hania? Hm..niemożliwe…a może? No nie…a może jednak?

Hania? – odwróciła się nie przerywając jedzenia. Każdy kęs kanapki był drogocenny, wart nawet lekceważenia dobrych manier. – A kto to? Czyżby…?

Eh – machnęła nerwow Babcia – na razie tajemnica. Nic nie mogę od niego wyciągnąć. Sama jestem ciekawa, bo chłopak faktycznie zachowuje się dziwnie. No a jeśli chodzi o tajemnice… to mi powiedz Skarbeńku co Ty tutaj robisz tak naprawdę. Bo wczoraj tylko rzuciłaś mi się w ramiona…i poszłaś spać. A ta walizka nie wygląda na weekendowy wypad do Poznania. Mów prawdę Iguś.

Czy Babcia przygarnie mnie na 3 miesiące lub dłużej? – wyrzuciła z siebie Iga.

Babcia podeszła do niej i mocno przytuliła

Kochanie, co się stało? – wyszeptała

Na kolejny odcinek Smaków Życia, zapraszam do Green Plums. Natomiast wszystkie można zobaczyć tu.
************************************************************************

Pasta śniadaniowa z porem

Składniki
por (część biała)
kawałek sera żółtego (tutaj zależy od gustu jak bardzo się lubi ser żółty)
jabłko
kiwi lub jeśli nie lubi się kiwi do po prostu sok z cytryny
szynka
ogórek świeży
majonez
musztarda
pieprz
koperek dla dekoracji

Jak robić

Ser zetrzeć na tarce (małe oczka). Kiwi i ogórek pokroić w kostkę. Por i szynkę pokroić w paski (cienkie). Jabłka zetrzeć na tarce (grube oczka) i dodać do pozostałych składników. Dodać majonez i musztardę. Ilość majonezu i musztardy zależy od Waszej diety i miłości do majonezu:). Jeść od razu:)

Uwaga. Pasta bierze udział w akcji: Pora na pora :)

15 Komentarzy Dodaj własny

  1. vanilla pisze:

    relacja Igi z babcią wycisnęła ze mnie pare łez… to miłe emocje. dziękuję

    1. smacznydom pisze:

      Oj…nie wiem co powiedzieć….:)

  2. mikimama pisze:

    Bardzo dobre smarowidło!

  3. karmel-itka pisze:

    jestem miłośnikiem past kanapkowych ;]

  4. smacznydom pisze:

    Mikimama, karmel-itka: ten przepis istnieje w naszym domu od bardzo dawna, był podawany głównie mojemu bratu..który był podobnież niejadkiem. Ta pasta był jedynym ratunkiem by zjadła takie rzeczy jak: por, jabłka, ogórke, czasem rzodkiewka, czasem zamiast szynki makrela wędzona…:)

    Pozdrawiam!

  5. Coraz bardziej wciągają mnie „Smaki Życia”, czekam na dalsze odcinki! Pasta porowa musi smakować obłednie ze świeżutkim chlebkiem, mmm…podana przez babcię, koniecznie!

  6. Ewa Biedr_ona pisze:

    Uwielbiam stosować por w kuchni.. ma niesamowity smak w potrawie.. A u Ciebie pasta z pora.. mniam! ;-))

    Pozdrowienia (www.przysmakiewy.pl) – Biedr_ona.

  7. smacznydom pisze:

    EScapade Gourmande: bardzo mnie i Green Plusm to cieszy!! :) a w Smakach, szykują się..ciekawe wątki…:)

    Ewa Biedro_ona: ja używam pora zawsze jak mogę zamiast cebuli. Według mnie jest niedoceniany..a szkoda, prawda? :)

  8. Karola pisze:

    Żałuję, że u mnie w domu nie jadało się takich smakowitych past, na śniadanie choć mój brat też był niejadkiem:) Chyba zacznę urozmaicać śniadania w moim domu taką pastą bo wygląda pysznie. Pozdrawiam :)

  9. mollisia pisze:

    Miała być recenzja ogromnych rozmiarów, ale nie będzie. Będzie mniejsza, bo i za nami zaledwie kilka rozdzialików było.

    Dwie kobiety, jak dwie autorki. Zakochane w życiu i jedzeniu. Tu położę nacisk na to jedzenie: nie chodzi o nieświadome pochłanianie, ale o delektowanie się tym, co najlepsze.

    Każda z nich ma swój świat. Na razie się nie spotkały (podejrzewam, że wszystko przed nami…) i są całkowicie różne. Ale tak sobie myślę, że zarówno podejście do życia jak i do jedzenia – jeśli będzie zbliżone – może zbliżyć całkowicie inne kobiety!

    Zastanawiałam się, jak to się dzieje, że jedzenie tak zbliża. W końcu nie zawsze udaje nam się gotować z kimś/ dla kogoś, żeby czuć jakąś więź, czy żeby móc się do kogoś zbliżyć. A jednak jest w tym coś magicznego. A może to kwestia tego, że człowiek przechodzi na kolejny level rozwoju: już nie potrzebuje jedzenia-paliwa, nie spożywa po to, by przetrwać i zaspokoić głód. Ale po to, by odkrywać coś nowego, przywoływać wspomnienia i miło spędzić czas. To chyba trochę tak, jak z braniem kąpieli czy snem. Wszyscy – generalnie – to robimy. Ale kąpiemy się tak, by się zrelaksować, a niekoniecznie wyszorować i wyjść z wody. Czasem lubimy pospać dłużej i śnić, bo sprawia nam to przyjemność, a nie robimy tego tylko żeby wypocząć.

    W przeciwieństwie do mojego drugiego bloga o studenckim menu, które pokazuje nam jak student różnymi sposobami próbuje podnieść standardy swoich posiłków (ale po kosztach, że tak powiem) – tu jest inaczej: tutaj jest tylko „ulubione”, „najsmaczniejsze”, „błyskawiczne a zarazem pycha” – taka śmietanka wszystkich potraw.

    Pojawia się jeszcze dodatkowy walor pomysłu na tę powieść (czy jak to nazwać…). A mianowicie (już o tym wspominałam), że przepisy nie są wyrwane z kontekstu. Są osadzone w jakiejś (mniej lub bardziej wyimaginowanej) rzeczywistości, a przy tym prawdopodobne i życiowe. Człowiek czytając o tej paście, od razu wie, jaki bohaterka ma do niej stosunek emocjonalny. Czytelnik pomyśli: „To jedna z jej ulubionych past! Czyli naprawdę musi być wyjątkowa!”. To nie jest „jedna z propozycji” autorki bloga, ale to, co naprawdę poleca. Ha! I nie mówi tego wprost, ale my, czytający, widzimy to między wierszami!

    Oczywiście nie jest to w tym momencie cykl dla poszukiwaczy jakiegoś fajnego przepisu w internecie. Ktoś taki będzie szukał czegoś konkretnego, gdzie będzie dokładny opis przygotowania, jak smakuje ciasto, kilka dobrych zdjęć i cześć. Konkret i tyle. Jeśli post zaczyna się od dialogu, to wiadomo, że zanim człek dojdzie gdzie ten przepis, to zdąży nabrać podejrzeń i zrezygnuje.

    Zupełnie inna sytuacja jest wtedy, gdy na „Smaki życia” natknie się kulinarny wyjadacz, ktoś, kto generalnie lubi czytać o jedzeniu, dowiadywać się czegoś nowego, szuka nowych rozwiązań i form przedstawiania. Po prostu zakocha się. A dodatkowo wciągnie go. Niby akcja rozwija się powoli (bo na dwa „fronty” – blogi), ale cieszę się, jak widzę nowy „odcinek”. Wtedy spokojnie można się zagłębić w lekturę i utożsamić z bohaterami. Wówczas czytelnik będzie chciał wypróbować te przepisy, choćby dlatego, żeby poczuć się w środku powieści. Do jest naprawdę ogromny plus!

    No i na końcu już tak technicznie bardziej, ale jednak zawsze musi się pojawić taki akapit, w którym znajdzie się ocena warsztatu.
    Nie, żebym w tym wypadku była jakimś krytykiem (nie poczuwam się do takiej roli, nie mam takich uprawnień czy innych umiejętności umożliwiających mi beztroską krytykę pióra), ale dużo czytam, piszę… I u mnie w rodzinie bardzo dbało się o staranność języka polskiego. Pod każdym względem. W ramach tych doświadczeń napiszę wiele dobrego: lekko się czyta (to w końcu nie ma być literatura piękna, a obraz rzeczywistości), świetnie zaprezentowana proza życia i naturalne dialogi (b. istotne!). Narracja często ociera się o ironię, sceptycyzm, ale same niektóre sformułowania mi się podobały.

    Nic, tylko kontynuować! A teraz już dość wazeliniarstwa, bo obrośniesz w piórka ;) Niech Pan Wen (jak wolisz, może być Pani Wena) Cię nie opuszcza!

    PS. Jeszcze recenzję napiszę Vanilli (Green Plums)

    Pozdrawiam cieplutko!

    1. smacznydom pisze:

      Wow! Moja Panno:)

      Ale dałaś mi lekturę do przeczytania:) Powiem krótko i lekko cytując moją drugą połowę, która też przeczytała Twoją recenzję: Trafiłaś w sedno:) Nie mogłabym to ująć inaczej..Smaki mają dokładnie tak cel..I bardzo się cieszę, że czekasz na nasze odcinki…a będzie się jeszcze dużo dziać:) Oj tak:)

      Na koniec ale najważniejsze: Bardzo dziękuję za komplement dotyczący warsztatu. Bardzo to doceniam! I nie powiem, jestem z tego dumna, że tak to oceniasz:)

      Pozdrawiam ciepło i miłego weekendu:)

      1. mollisia pisze:

        Bardzo byłam ciekawa Twojej reakcji. Nie spodziewałam się – jak mam być szczera – takiego entuzjazmu. Jeśli to, co odczytałam było sednem, to bardzo mnie to cieszy. Mogę się w pełni rozkoszować „Smakami życia” :)

        Ślę pozdrowienia na weekend ;)

  10. dobi pisze:

    zrobilam, co prawda na kolację – pycha. dzieki za pomysł :)

    1. smacznydom pisze:

      super!! :) Mam nadzieję, że stanie się ona stałym menu w Twoim domu:)

      Pozdrawiam!

Dodaj odpowiedź do dobi Anuluj pisanie odpowiedzi