Nie marnuj jedzenia cz 1 – święta, święta i po świętach

dnia

WSTĘP

W zeszłym roku podczas Food Film Fest, obejrzałam film, który długo zostanie w mojej pamięci a może pozostanie na zawsze. Jest to film o już bardzo znaczącym tytule: ”Skosztuj z kosza”. Przez około godzinę byłam karmiona informacjami jak bardzo świadomie (tak, świadomie!) marnujemy jedzenie na całym świecie zachodnim. Jak wyrzucamy jogurty, zbyt dojrzałe, aczkolwiek jeszcze nadające się do spożycia warzywa, owoce, etc.

 

Po seansie wyszłam z kina w milczeniu. Czułam się winna, że po części ja także przyczyniam się do tego światowego marnotrastwa. Przecież często robiąc zakupy biorę do kosza za dużo jogurtów, które potem stoją w lodówce, kupuje za dużo chleba, wędlin. 

 

Minęły dni. We własnej kuchni zrobiłam konieczny oraz odświeżający remanent, który zdecydowanie poprawił jakość życia (nie mówiąc o oszczędnościach). Jednakże ciągle dalej myślałam nad tym jak zmniejszyć marnotrawienie jedzenia. Stąd pomysł na artykuł w Polska Gotuje

Serdecznie zapraszam – nie tylko do czytania a także do komentowania oraz dzielenia się pomysłami jak można zmniejszyć to zjawisko. Bo można i musimy na pewno.

****************************************************************************************************************************************************

NIE MARNUJ JEDZENIA – ŚWIĘTA, ŚWIĘTA I PO ŚWIĘTACH CZĘŚĆ 1

Pewnie dla niektórych to nie nowość i stwierdzą, iż powtarzam się, ale co roku mam takie same odczucia. Dlatego wybaczcie, muszę się z Wami nimi podzielić.

Każdego roku, zawsze na początku stycznia mam mieszankę uczuciowo-jedzeniową.

Po pierwsze – patrząc na ozdoby świąteczne, które jeszcze 14 dni temu wydawały mi się najpiękniejsze na świecie – teraz wydają mi się kiczowate i wyglądają tak jakby miały one kaca. Choinka, pomimo podlewania każdego dnia, wydaje mi się coraz bardziej smutna a bombki są coraz bardziej niepewne swojego istnienia (“spadnę, nie spadnę, spadnę.. no może do 6 stycznia dam radę”). Wchodząc do sklepu czuję jakbym wchodziła do jakiegoś zmęczonego, do wyzutego do granic możliwości marketu, a każde opakowanie świąteczne czekolady, coca-coli, cukru pudru, etc. wydaje się płakać nad swoim losem, bo nikt ich nie chciał.

Po drugie – mam wszystkiego dość. Na widok sałatki jarzynowej uciekam z piskiem, zapach kapusty z grochem doprowadza mnie do mdłości. Na makowca patrzeć nie mogę, a pasztet powoduje u mnie chęć przejścia na dietę bezmięsną.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego co roku mam takie same myśli, odczucia? W tym roku coś we mnie tknęło. Coś zrozumiałam. Może to dla wszystkich oczywiste… no ale jednak dopiero ja to odkryłam. Jest to przesyt. Przesyt ozdób, przesyt jedzenia, przesyt szykowania. Wszystkiego miałam za dużo. A przede wszystkim jedzenia i jego marnotrawienia.


1. Wydawało mi się, że w te dni powinno się kupować więcej śledzia, karpia, warzyw, wędlin, chleba, owoców. “No bo każdy musi spróbować”. Jednak prawda jest zupełnie inna: jeśli każdy członek naszej rodziny ma pomieścić w sobie wszystkie dwanaście potraw, to każda pojedyncza porcja każdego dania będzie proporcjonalnie mniejsza. Pomyślmy: “Czy jestem w stanie zjeść 12 dań o standardowej wielkości podczas jednego wieczoru?”

2. Coraz częściej spotykam się z przypadkiem Wigilii składkowej (termin zaczerpnęłam od swojej wirtualnej psiapsióły Green Plums). Otóż polega ona na tym, że każda gospodyni przygotowuje część z menu świątecznego. W tym roku postąpiłam podobnie – nie żałuję. Po pierwszego dlatego, że po prostu zdążyłam ze wszystkim. Po drugie każda z gospodyń mogła się pochwalić tym, co umie najlepiej, a ja nie miałam stosu jedzenia w kuchni po całym przyjęciu. Tutaj jednak malutkie “ale”. Wigilia składkowa jest genialnym pomysłem, acz trzeba o to zadbać, by była genialna. To znaczy, trzeba nią odpowiednio zarządzić. Kiedyś słyszałam o pewnej składkowej Wigilii, która została zarządzona w sposób artystyczny (tak zwany: a zobaczymy! Co chcesz, to przynieś). Na skutek tego, każda z gospodyń chciała pochwalić się wszystkim, co potrafi przygotować. Było smacznie, a owszem. Ale potem tragicznie. Jedzenie się zmarnowało.

3. Przed świętami warto zmagazynować puste opakowania. Po co? Po to, by po całych szaleństwach albo zamrozić to, co można, albo po prostu podzielić się jedzeniem z bliskimi. Każdej osobie można przygotować tak zwany „suchy prowiant” w postaci: bigosu, sałatki, pasztetu, pierogów, etc. Kolejnym pomysłem może być wizyta u dalekiej starej cioci, zaprzyjaźnionych (lub jeszcze nie) starszych samotnych sąsiadów.
Nigdy nie zapomniałam jak zostałam poproszona o zrobienie stosu kanapek podczas imprezy sportowej. Organizator źle obliczył uczestników i zamówiono około 100 bułek oraz kilkanaście opakowań wędlin za dużo. Wszystko było świeże. Pieczywo upieczone tego samego dnia. Wędlina miała termin ważności jeszcze kilka dni. Gdyby pomyślano zawczasu można było się skontaktować z domem opieki lub inną podobną instytucją i porozmawiać na jakich warunkach można by było pozostawione jedzenie podarować. Niestety, na moich oczach zostało ono brutalnie wrzucone do torby a potem wyrzucone. Na moje pytanie dlaczego nie można tego oddać do jadalni przy pobliskiej parafii, dostałam odpowiedzieć, że teraz za późno (była niedziela). Za późno o jeden dzień.

4. Możemy zadziałać już podczas świątecznych przygotowań w kuchni, kiedy widzimy, że przesadziliśmy z ilością:
– część farszu do pierogów można zamrozić – nie trzeba od razu robić kilkuset pierogów;

– można same pierogi zamrozić, jeśli uparliśmy się je wszystkie przygotować;

– część surowych (bądź zblanszowanych ) pokrojonych w kostkę warzyw do sałatki można zamrozić (bez majonezu). W pewnym momencie można je użyć to sosu do spaghetti lub do innych pyszności;

– bulion warzywny, w którym gotowaliśmy warzywa, też można zamrozić, potem idealnie pasuje do wszelakich sosów, farszów, zup;

– resztki z karpia warto obmyć, ugotować, nawet potem zamrozić. Powstały wywar rybny przyda się na później do wielu dań;

– Jeśli widzimy, że przesadziliśmy z mięsem na pasztet, też można je zamrozić;


5. A co jeśli zostanie jednak coś po Świętach? Poniżej przedstawiam kilka propozycji/pomysłów:

– część rzeczy można zamrozić – pasztet, bigos, pierogi, karp (bez panierki), przegotowaną wędlinę (potem używam do sosów albo do odsmażenia), zioła, chleb.

Kilka rad:

– do każdej paczuszki z jedzeniem gotowej do mrożenia warto dodawać kartkę z datą mrożenia

– każda rzecz ma swój termin ważności. Zioła to 3-4 miesiące, wołowina: do roku, wieprzowina do 8 miesięcy, cielęcina do 4 miesięcy, tłuste ryby do 4 miesięcy a chude do 8 miesięcy. Warzywa średnio do 6 miesięcy (w zależności jakie to warzywa)

– warzywa takie jak marchewka, por, pietruszka, seler powinny być umyte, osuszone, pokrojone w kostkę

– zioła powinny być umyte i osuszone. Warto umieścić je w malutkich pojemniczkach, np. po jogurtach.
Część rzeczy można przetrzymywać trochę dłużej, niekoniecznie w zamrażarce. Mam tu na myśli na przykład pierniki. Makowiec natomiast powinien być przetrzymywany w niskiej temperaturze, ale nie w zamrażarce, suszone owoce (ale nie w wilgotnym miejscu)

Inne produkty można ususzyć – chleb, makowiec (to mój eksperyment, potem zamierzam korzystać z niego do słodkiej kruszonki), natkę pietruszki, koperek, cytrynę, pomarańczę.
Po co to wszystko piszę? W tym roku postawiłam sobie cel, by nie marnować jedzenia. Prowadzić tak zwaną ekonomiczną kuchnię. Dlatego więc zaczęłam od rachunku sumienia, od przemyślenia jak kolejną wigilię można usprawnić/polepszyć.

Jeśli macie jakieś inne pomysły, rady, swoje patenty, dajcie znać! Nie marnujmy jedzenia!

Kilka ciekawych linków:

1. Jak mrozić pierogi

2. Jak mrozić rybę

3. Jak mrozić warzywa 

4. Jak mrozić zioła

5. Jak mrozić mięso

 

SERIA ARTYKUŁÓW „NIE MARNUJ JEDZENIA” JEST NAPISANY WE WSPÓŁPRACY Z PORTALEM „POLSKA GOTUJE

Jeden Komentarz Dodaj własny

  1. vanilla pisze:

    bombka zastanawiająca się czy spaść czy tez nie – bezcenne :D dobry post, powiedziane to, co większość z nas myśli. Powiedziane wyraźnie! Super.

Dodaj komentarz